poniedziałek, 6 lipca 2015

3 Nienawidzę cię.

– Hermiona? – Ktoś podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. – Ciągle tu siedzisz. Musisz odpocząć i coś zjeść. Wyglądasz jak cień. – Nie miałam siły odpowiedzieć. Pokręciłam tylko głową. Patrzyłam się na twarze. Te twarze. Twarze osób, które kochałam ponad życie, a które w każdej chwili mogłam stracić. Odkąd śmierciożercy zaatakowali moich rodziców minęły już 2 dni. Nie spałam już 48godzin, ciągle czuwając i wlewając w siebie hektolitry kawy, którą ofiarnie przynosili mi przyjaciele. Wiele razy zadawałam sobie ostatnio pytanie „dlaczego?”. Czy jest jakiś sens tego cierpienia i strachu?
Rudowłosy chłopak z westchnieniem usiadł obok mnie. Siedzieliśmy w milczeniu, które przerwał dopiero Harry wchodząc z kolejnym kubkiem kawy w ręce. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością i zamoczyłam usta w gorącym płynie.

– Hermiona, Dumbledore jest na dole. Prosił, żebyś do niego przyszła. – Popatrzyłam na chłopaka ze zdziwieniem.

– Dyrektor? A co on tu robi? – Spytałam, kiedy nie dostałam odpowiedzi na moje nieme pytanie. Wybraniec zawahał się.

– Wiesz, jutro zaczyna się szkoła… – Faktycznie! Całkiem o tym zapomniałam! Zawsze cieszyłam się namyśl o powrocie do Hogwartu. Kochałam tę szkołę. Była moim drugim domem. Teraz jednak, kiedy pomyślałam, że muszę opuścić moich rodziców podczas kiedy oni… W każdej chwili… Potrząsnęłam głową chcąc przegonić natrętne myśli. Wychodząc, zauważyłam jeszcze jak chłopcy patrzą na mnie ze współczuciem. Wiedzieli, co czuję. Harry stracił rodziców, gdy miał zaledwie rok. Tata Rona też kiedyś walczył o życie…

– Dziecko drogie! Jak ty wyglądasz! – Krzyknęła na mój widok profesor McGonagall. To prawda, musiałam wyglądać koszmarnie. Nie spałam od dwóch dni, a moim jedynym pożywieniem była kawa.

– Ależ Minerwo, nie sądzę, żeby krzyk był jakimkolwiek rozwiązaniem w tej sytuacji. Dropsa? – Spytał Dumbledore z ciepłym uśmiechem na twarzy. Pokręciłam głową. Nie miałam ochoty na cokolwiek. Mimo wszystko kilka minut później siedziałam przy stole w bufecie szpitalnym, a przede mną parowała ogromna ilość zupy. Zmuszona ostrym wzrokiem McGonagall podniosłam łyżkę do ust. Dopiero wtedy zrozumiałam, jaka byłam głodna. Ja jadłam, a nauczyciele prowadzili swój monolog. Co prawda, nie dotarło do mnie wszystko, ale z tego co zdążyłam się zorientować, mogę zostać tutaj jeszcze tydzień. W sobotę przyjedzie po mnie któryś z profesorów, by zabrać mnie do szkoły. Miałam wrócić natychmiast, jeśli nastąpiłaby jakakolwiek zmiana w stanie zdrowia rodziców. Kiwnęłam głową. Pożegnałam się krótko i wolnym krokiem zaczęłam wspinać się po schodach, prowadzących na 2 piętro oznaczone „Urazy pozaklęciowe”. Nie spieszyło mi się. Miałam dość tego zapachu, atmosfery. Zamyślona, nie zauważyłam przeszkody i upadłam na podłogę.

- Granger? Tutaj? Zorientowałaś się w końcu, że potrzebujesz lekarza? I chyba musisz zmienić taktykę podrywania, bo ciągłe padanie mi do stóp na mnie nie działa. – Usłyszałam ironiczny głos nad moją głową. Wstałam, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Nie miałam siły mówić, a co dopiero się kłócić! Ale przecież gdybym normalnie odeszła, moje życie byłoby za mało skomplikowane… Poczułam mocny uścisk na moim ramieniu. Malfoy gwałtownym szarpnięciem obrócił mnie w swoją stronę, drugą ręką łapiąc mnie pod brodę i zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.

– Patrz na mnie, jak do ciebie mówię, szlamo.

– Puść mnie. – Wyszeptałam słabym głosem.

– Granger! Jak ty wyglądasz?! Co ci jest?! – No tak. Jakież to miłe. Najpierw mnie przewraca i wyzywa, a teraz się o mnie martwi. Nie… on się nie martwi. Pewnie chce się dowiedzieć, że dostałam jakimś zaklęciem i będzie się ze mnie potem wyśmiewał. Może to przez brak snu i tony wypitej kawy, ale wkurzyłam się na niego jak jeszcze nigdy. Odepchnęłam go z odrazą.


– Nienawidzę cię, Malfoy. – Wysyczałam. – Nikt cię nie obchodzi, nie jesteś zdolny do pokochania czegokolwiek, oprócz tej swojej paskudnej mordy. Mam nadzieję, że kiedyś zobaczysz, jak to jest stracić osobę, ważniejszą dla nas niż własne życie! – Odwróciłam się i pobiegłam do sali. W oczach stanęły mi łzy ze złości. Wkurzona usiadłam na krześle, ignorując pytające spojrzenia chłopaków. W końcu Ron zdobył się na odwagę, by zapytać co się stało, a było to, biorąc pod uwagę fakt, że wiedzieli do czego jestem zdolna gdy się wkurzę, było nie lada wyczynem.

– Malfoy się stał! – Krzyknęłam.

–Tutaj? W szpitalu? –Zdziwił się.

– Nie. We wnętrzu gumochłona! – Warknęłam. Rudzielec popatrzył na mnie jak zbity pies. – Przepraszam – opamiętałam się. – Nie powinnam była…

–  Wiem Hermi – przerwał mi. – Rozumiem. Nie gniewam się. – Popatrzyłam na niego z wdzięcznością.


– Ale co Malfoy tutaj robił? – Zastanawiał się na głos Harry. Wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie co robi ten tleniony kretyn. Może jakaś jego „dziewczyna” odwdzięczyła mu się, po tym jak ją potraktował? Z chęcią wysłałabym jej kwiaty. Chłopcy szeptali o czymś za moimi plecami, a ja powróciłam do tępego przyglądania się twarzom moich rodziców…

wtorek, 30 czerwca 2015

2 Co to jest miłość?

– Hermiona? Co to jest miłość? – Pytanie to zostało zadane przez Ginny pewnego gorącego popołudnia, kiedy siedziałyśmy w ogródku Weasley’ów, korzystając z ostatnich promieni zachodzącego słońca. Popatrzyłam się na nią ze zdziwieniem. Wzrok miała utkwiony w nieokreślonym punkcie przed sobą i widać było, że się nad czymś intensywnie zastanawia.

– Czy ktokolwiek potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi? – Odparłam filozoficznie.

– Ale mi chodzi o to, czym ona jest według ciebie.  

Zastanowiłam się przez chwilę.
Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość kiedy jedno płacze
a drugie po nim skacze.
Miłość to żaden film w żadnym kinie
ani róże ani całusy małe, duże.
Ale miłość – kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze.*
– Tylko nie mogę zrozumieć, czemu nagle cię to zainteresowało? – Zapytałam zaciekawiona.

– Bo wiesz… Seamus Finnigan. Ten z twojego roku. No bo… Wiesz… Znaczy… – Jąkała się. 

Patrzyłam się na nią ze zdziwieniem, a chwilę później na moją twarz wypłynął powoli ogromny uśmiech.

– Nasza mała Ginny się zabuuujała – zaśpiewałam jej prosto do ucha.

– Wcale nie! – Krzyknęła. Nie osiągnęła jednak zamierzonego skutku, gdyż zdradził ją ogromny rumieniec i uśmiech, którego, pomimo starań, nie zdołała powstrzymać.

– Ale jak?! Kiedy?! On też…?! Poprosił cię o chodzenie?! – zasypywałam ją pytaniami.

– No tak właściwie to… Ech. W sumie to nic nie ma – powiedziała z zażenowaniem.

– No coś musi być. Powiedz chociaż, kiedy to się stało… – Prosiłam.

– Pamiętasz ten dzień, kiedy Brad zaprosił cię na randkę? – Przytaknęłam. Krukon, rok 
starszy, przystojny, ale jaki nudny! To była porażka… – No właśnie… Więc ja wtedy dostałam szlaban. Od Snape’a. – Prawie wypluła to nazwisko. – Nie patrz się tak na mnie! Miałam gorszy dzień i powiedziałam mu kilka słów prawdy. Zresztą należało mu się – uśmiechnęła się wrednie. – Musiałam pomagać pani Pince w bibliotece. No i wtedy właśnie popatrzył się na mnie z takim uśmiechem… Ach…

– Dobra, dobra. Tylko mi się tu nie rozpłyń. I co dalej? – W duchu już widziałam piękne wyznanie miłości w wykonaniu Seamusa i gorący pocałunek między regałami.

– Nic. Oddał książkę i wyszedł – popatrzyłam się na nią z lekkim niezrozumieniem.

– Ale on coś do ciebie czuje?

– Nie wiem! Znaczy… Popatrzył się na mnie kilka razy, a nawet się do mnie uśmiechnął! – Powiedziała z rozanielonym uśmiechem na twarzy.

– Acha…

– Nie wierzysz mi, prawda? Nie wierzysz, że on na mnie patrzy! Że mu się podobam… – Nie wiedziałam, czy przekonuje mnie, czy samą siebie. Chyba nas obie.

– Nie no! Jasne, że wierzę, tylko… On jest starszy… I wiesz… – Starałam się być dyplomatyczna.

– Ale ja to wiem! Jeszcze zobaczysz! Ja z nim będę! – Powiedziała z niezwykłym zapałem.

– Wiesz co? Wracajmy już. Pewnie trzeba pomóc twojej mamie przy kolacji – wcale mi się nie spieszyło do gotowania i nakrywania, ale chciałam uciec od tego tematu.

Nie wiedziałam, co sądzić o tej sprawie. Wiek nie był tu czynnikiem bardzo ważnym. Rok? To przecież nic. Chodziło bardziej o to, że faktycznie nie za bardzo chciało mi się wierzyć w miłość Seamusa. Postanowiłam odłożyć tę sprawę póki co na bok i wrócić do niej dopiero w Hogwarcie. Przynajmniej zobaczę jak zachowuje się Finnigan. Zamiast tego powróciłam myślami do pytania, od którego zaczęła się ta rozmowa. „Co to jest miłość?” Tyle osób próbowało już ją opisać! Ale ten opis, choćby najdłuższy, zawsze był niepełny. Miłość to uczucie, silniejsze od czegokolwiek innego. Są jej różne rodzaje: matczyna, przyjacielska, koleżeńska… Jest też TA miłość. Obdarzamy nią tylko tą jedną, jedyną osobą, z którą chcemy dzielić całe nasze życie. Tak. Miłość. Temat najbardziej popularny, przewijający się w każdym filmie, książce czy komiksie. A mimo to, ciągle niewyczerpany.

– Hermiona! Ubieraj się! Szybko! – Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk głowy rodziny zbiegającego właśnie na dół i trzymającego w ręce kawałek papieru, którym ciągle wymachiwał. Nie pytając o nic, chociaż głowa prawie mi eksplodowała pod naporem pytań, szybko przebrałam się zestroju kąpielowego w coś normalnego i zbiegłam na dół. W kuchni zastałam pana Weasley’a tłumaczącego coś szybko swojej żonie. Kiedy tylko mnie zobaczył przerwał, pocałował Molly w policzek i wyszedł ze mną na pole. Prowadząc mnie poza tarcze ochronne, skąd mogliśmy się teleportować, tłumaczył mi szybko całą sytuację. W głowie latały mi tylko chaotycznie urywki zdań …śmierciożercy… …mugole… … szpital… …twoi rodzice… …ranni… Poczułam szarpnięcie w okolicy pępka i cały świat zawirował. Otępiała patrzyłam na biegających we wszystkich kierunkach ludzi. Nie słyszałam, co krzyczą i było mi to obojętne. Pan Weasley zamienił kilka słów z sekretarką i po chwili byliśmy już na korytarzu pełnym drzwi. Ktoś otworzył jedne z nich i lekko popchnął mnie do środka. Zobaczyłam ich, jak leżą, cali obandażowani, przypięci do licznych pikających urządzeń. Podeszłam bliżej. Kolana się pode mną ugięły, lecz zanim upadłam podtrzymały mnie czyjeś ręce i delikatnie na czymś posadziły. Chwilę patrzyłam na ich twarze, nawet podczas snu ściągnięte w grymasie cierpienia. Ukryłam twarz w dłoniach, a z oczu popłynęły mi łzy.
*****
* Piosenka „Zanim pójdę” Happysad

sobota, 27 czerwca 2015

1 Spadaj Malfoy!

 Składniki do eliksirów… mam. Księga do transmutacji… mam. Nowa szata wyjściowa… mam. – Mruczałam do siebie idąc ulicą Pokątną. – Aha! Czyli brakuje mi tylko…
– Hermiona! – Usłyszałam za sobą czyjś krzyk. W moją stronę biegli Harry i Ron, podobnie jak ja obładowani zakupami. Przywitałam się, całując każdego w policzek. Chwilę później siedzieliśmy w kawiarni zajadając lody i opowiadając sobie jak nam minęły te wakacje.
– Wyobrażacie to sobie? Już 5 rok… – Westchnęłam. –Jak to szybko minęło! A jeszcze tak niedawno płynęliśmy łódkami, by po raz pierwszy zobaczyć Hogwart… – Uśmiechnęłam się na wspomnienie wyłaniającego się zza skały ogromnego zamku. Powróciłam myślami do ceremonii przydziału. Jaka byłam z siebie dumna, gdy Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru! Potem to spotkanie z trollem w łazience, kiedy to uratowali mnie Harry z Ronem. Tak. To właśnie tam zaczęła się nasza przyjaźń… Potem wspólne zdobywanie Kamienia Filozoficznego…
– Hermiona! W ogóle mnie nie słuchasz! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rudzielca.
– Przepraszam, co mówiłeś?
– Moja mama zaprasza cię do nas na ostatni tydzień wakacji. Przyjedziesz?
– Jasne! – Ucieszyłam się. – Tylko zapytam się rodziców, czy mnie podwiozą. Wyślę ci sowę… O właśnie! Muszę lecieć! Do zobaczenia! – Przytuliłam ich szybko i pobiegłam w stronę kilku piętrowego budynku.
Pół godziny później wyszłam, niosąc w ręku klatkę, w której słodko spała mała, brązowo-biała sówka. Postanowiłam nazwać go Spirit,na cześć mojej ulubionej bajki z dzieciństwa. Ruszyłam w stronę parkingu, gdzie mieli czekać na mnie rodzice. Na szczęście czarodzieje pomyśleli o rodzinach, w których rodzice byli mugolami… Był tylko jeden, mały problem. Przez te wszystkie torby, paczki i pudełka kompletnie nic nie widziałam. Szłam więc, modląc się w duchu by na nikogo nie wpaść, gdy nagle BUM!!! Wylądowałam na ziemi, a dookoła mnie rozsypały się moje rzeczy.
– Uważaj, jak łazisz! – Krzyknęłam zdenerwowana, wstając i otrzepując się z kurzu.
– Oj szlamo, szlamo. Nie uczyli cię rodzice, że trzeba być uprzejmym wobec lepszych?
– Owszem, uczyli. Ale ciebie chyba nie, bo jeszcze mnie nie przeprosiłeś – odgryzłam się.
– A od kiedy to nasza mała szlama jest taka wyszczekana? – Zadrwił ze mnie blond włosy kretyn.
– Spadaj Malfoy – nie miałam siły się z nim kłócić. – To jest zbyt piękny dzień, by marnować go na niedorozwinięte formy życia. – Wyminęłam go z gracją i poszłam w stronę auta.
Kiedy piętnaście minut później zaparkowaliśmy pod domem, już dawno wyrzuciłam z pamięci tę jasnowłosą małpę i zajęłam się czytaniem i poprawianiem moich zadań domowych, które zadali nam nauczyciele na wakacje. Ponieważ skończyłam dość szybko, (wszystko było napisane już drugiego dnia) zajęłam się pisaniem prac dla chłopaków. Byłam pewna, że ich nie odrobią, a skoro mi się nudziło… Wieczorem zeszłam do rodziców, zapytać się o wyjazd do Rona. Szybko nabazgrałam na kartce „Przyjadę za dwa dni. Tata mnie podwiezie. Będę ok. 15. Pozdrów Harry’ego i rodzinę. H.G.” Cmoknęłam na Spirita i przywiązałam mu do nóżki liścik.


– Do Rona – szepnęłam. Dziabnął mnie przyjaźnie w palec, na znak, że zrozumiał i poleciał w noc. Stałam w oknie, patrząc się w malutki punkcik, dopóki całkiem nie zniknął mi z oczu.
;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;
To mój pierwszy blog więc mam nadzieję że się wam spodoba i  zastaniecie zemną do końca opowiadania .